Należę do osób, które latem unikają słońca, a jak już jestem na niego skazana to smaruje skórę wysokimi filtrami.
W tym roku naszła mnie jednak chęć do brązowego ciała ponieważ w letnich, krótkich stylizacjach nogi wyglądają subtelniej i bardziej smakowicie dlatego postanowiłam wypróbować brązujący balsam do ciała marki Lirene.
Związku z tym iż jestem posiadaczką bardzo jasnej karnacji wręcz, że porcelanowej zakupiłam wersję brązującą do jasnej karnacji; aktualnie nie powiem wam ile dałam za ten balsam aczkolwiek coś mi świta, że około 10 zł ponieważ natrafiłam na koszyk wyprzedaży dlatego stwierdziłam, że nic nie strace kupując jedno opakowanie.
Producent nas zapewnia, że brązujący balsam lirene nada naszej jasnej skórze delikatnego odcienia dopasowanego do naszej karnacji bez smug i przebarwień i w zależności od posiadanego efektu stosować go możemy codziennie, a nawet i dwa razy dziennie.
Ja balsam aplikuje tylko raz dziennie i to wieczorem aby rano cieszyć się muśniętą skórą słońcem i nie codziennie, a 3 lub 4 razy w tygodniu.
Dlaczego?
Już po pierwszej aplikacji zauważyłam, że moja biała skóra jak śnieg/ściana dostała delikatnego koloru, a po kolejnej aplikacji mój chłopak się zapytał, gdzie ja się tak opaliłam, a przecież sam dzień wcześniej smarował mi plecy abym nie wyglądała śmiesznie.
Więc jak możecie się domyślić balsam działa i to bardzo dobrze!
Oczywiście po prysznicu, a dokładnie to po zastosowaniu peelingu do ciała co nie co z sztucznej opalenizny schodzi ale plus jest taki, że nie całkowicie skóra wraca do pierwotnego stanu, a zatem skóra nie jest przy brązowiona na jedno mycie, a dzięki prysznicu schodzą nam małe nierówności kolorystyczne.
Nie mogę powiedzieć, że balsam nie pozostawia smug bo czasami na łokciach, czy tez w dole nóg widać małe mazy. Zauważyłam jednak, że czym więcej i dłużej aplikuję balsam tym mam większą wprawę w jego nakładaniu i mniejszą ilość niedociągnięć, które się pojawiają, gdy balsam zostanie nie dobrze rozsmarowywany bo na szyi, dekolcie, czy dłoniach nie mam przebarwień i smug tylko przy dole nóg się zdarzą i te łokcie...ale to już wiem, że przy łokciach trzeba dać małą ilość kosmetyku.
Twarzy balsamem nie smaruje bo i tak zazwyczaj mam jakiś podkład.
Balsam posiada, delikatną i dość szybko wchłaniającą się konsystencję aczkolwiek, gdy nałożę go na skórę to tak koło 5 minut czekam aby wszystko dobrze się wchłonęło i nie pobrudziło ubrań. Jak dotąd żadna odzież nie ucierpiała.
Żałuję iż nie zrobiłam zdjęć przed i po ale naprawdę się nie spodziewałam, że ten kosmetyk okaże się tak dobrym produktem do ciała.
Jeśli chodzi o zapach to na początku balsam pachnie pięknie kawą ale z czasem ta woń jednak przypomina taki samoopalacz do ciała, czy tez da się wyczuć taki specyficzny zapach na skórze jak po solarium. Na całe szczęście tenże zapach nie jest zbyt mocny aby przeszkadzał w użytkowaniu i drażnił nos.
Samo opakowanie jest bardzo wygodne w użytkowaniu, a szata graficzna jak najbardziej kojarzy się z kosmetykiem brązującym.
Szczerze?
Balsam jak najbardziej polecam i jestem pewna, że u mnie na jednym opakowaniu się nie skończy.
Kupując go byłam pewna, że będę zawiedziona i wyląduje w koszu, a tu proszę taka super niespodzianka.
Zawsze mam obawy przed aplikacją takich kosmetyków.
OdpowiedzUsuńMoże spróbuję aczkolwiek ja lubię moja jasną karnacji:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam balsamy brązujące, z tej firmy balsamu jeszcze nie próbowałam :)
OdpowiedzUsuńTego produktu nie używałam. Ja używam teraz balsamu z mango, który brązuje skórę i nie brudzi rąk, polecam :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że tak pozytywnie Cię zaskoczył ten balsam.
OdpowiedzUsuńAplikacja takich kosmetyków nie jest prosta, właśnie przez te potencjalne mazy. Fajnie, że u Ciebie się sprawdził. U mnie raczej takie kosmetyki się nie sprawdzają, bo chociaż nie chcę specjalnie, to i tak się opalam...nawet w cieniu;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Nie używam balsamów brązujących,ale recenzja świetna :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie że w tym roku tylko balsam pozostał,
OdpowiedzUsuńu nas pada i pada...
Wczoraj patrzyłam na niego w hebe i zastanawiałam się czy warto go kupić. Jeśli słońce nie wróci w moje okolice w najbliższy czasie, to skusze się na niego ;)
OdpowiedzUsuńJa do samoopalacsy nie mam zaufania po tym, jak mimo starannie aplikacji, pozostały smugi i pobrudziło mi się ubranie, mimo iż producent zapewnił, że produkt nie brudzi ubrań.
OdpowiedzUsuńA u nas tylko leje i leje i mini przerwy ze słońcem.
OdpowiedzUsuńchyba na ten balsam muszę liczyć...
krystynabozenna
Z takich balsamów to ja wybitnie nie potrafię korzystać - zamiast równomiernej opalenizny, przeważnie zostaję z ciemnymi plamami :D
OdpowiedzUsuń... nie używam brązujących balsamów - to produkty dla innego odbiorcy ...
OdpowiedzUsuńLubię takie balsamy, kiedyś miałam już z Lirene coś podobnego, ale do ciemnej karnacji skóry :)
OdpowiedzUsuńDawno nie miałam okazji używać żadnych kosmetyków z Lirene.
OdpowiedzUsuńProdukt nie dla mnie ale recenzja fajna ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że działa i nie pobrudził ubrań :)
OdpowiedzUsuńŚwietna marka to i świetny kosmetyk.
OdpowiedzUsuńRaczej nie używam, aczkolwiek to fajna opcja na specjalne wyjścia :)
OdpowiedzUsuńNie jestem fanką takich kosmetyków.
OdpowiedzUsuńProdukt nie do końca dla mnie, ale cieszę się, że u Ciebie się sprawdził. :-)
OdpowiedzUsuńProdukt nie do końca dla mnie, ale cieszę się, że u Ciebie się sprawdził. :-)
OdpowiedzUsuńSuper napisane. Ciekawy produkt
OdpowiedzUsuń